środa, 30 grudnia 2015

Oliwne 80%


Wybaczcie, że mało mnie tutaj, ale bardzo dużo się dzieje w moim życiu i zwykłe naciągniecie doby niewiele pomaga :). Czasami za dużo mam do zrobienia i dzieje się to kosztem czasu dla rodziny, bądź najczęściej w porze nocnej, ale ja to kocham, jest integralną częścią mojego życia i jak na razie daje radę.

Mydeł nie robiłam od sierpnia.. inne sprawy zaprzątały mój czas i głowę, ale w końcu nastał taki czas, aby uczynić parę partii. Nabyłam 2 piękne, drewniane foremki od Kasi z "Piany mydlanej" i w końcu je przetestowałam.

Oto mydło oliwne, zawierające aż 80 % oliwy, przez co będzie dłużej dojrzewało, ale warto poczekać aby delektować się kostka o tak fajnym i prostym składzie.



Ług zrobiłam na zamrożonym musie z bananów i mleka orzechowego, cześć masy wylana na spód jest jasno brązowa i pachnie oregano i zieloną herbatą, góra jest z dodatkiem kakao i zapachem wanilii i oregano.


Tutaj ług na wodzie, spód z dodatkiem mąki z czeremchy, góra z odrobiną węgla kokosowego i pachnie oregano, grejpfrutem i wanilią. Zatopiłam w nim skrawki wcześniejszego mydła, górę posypałam ścinkami, więc nic się nie marnuje a efekty zawsze fajne wychodzą. Bardzo fajne kompozycje zapachowe wyszły, przebijają pięknie nawet przez sodę :).


W najbliższych dniach powstaną kolejne mydełka, o których na pewno napiszę :)

wtorek, 17 listopada 2015

Wiedźma, wiatrak i poszukiwanie dobra

- Na czym lata wiedźma? 
- Na miotle? 
- NIE, ponieważ cienki sztyl ugniata jej szlachetną cześć, która wraz z wiekiem troszkę urosła.
- To może na odkurzaczu?
- Też nie, ale lubi deskę snowboardową, bo może wygodnie usiąść, a w locie pomaga jej stado nietoperzy.  Kobitka jest trochę starsza, słabsza no i ciężkawa, dlatego wygodniejsza od miotły jest deska.
- A na czym jeszcze lata?
- Na... wiatraku elektrycznym!!
- Oooo, a skąd ma do niego prąd, z powietrza?  
- Po co jej prąd, skoro potrafi latać na miotle czy desce! Widocznie wiatrak jest jeszcze wygodniejszy, no i może szum jego łopat ją uspokaja.
- Hmm, możliwe. A czy ona jest brzydka i ma kurzajkę na nosie?   
- Na nosie to siada jej biedronka, poza tym wygląda normalnie. Ubiera się na czarno, nosi na głowie kaptur aby nie było widać rubinu na jej czole...
- Rubinu? Przykleiła go sobie?
- Nie, to czarodziejski rubin, który zwołuje nocą wszystkie leśne stworzenia, aby przybyły do wiedźmy i pomagały jej.
- A w czym pomagały?
- W rożnych rzeczach - sprzątaniu lasu, wyprowadzaniu z niego zbłąkanych ludzi, wodzenia po nim tych niedobrych, pomaganiu zwierzętom itp.
- To słabo im idzie to sprzątanie, skoro ciągle w nich pełno śmieci...  
- Wiesz, leśnych stworzeń ubywa, bo ludzie w nie nie wierzą, poza tym ci co nie szanują przyrody ( w tym siebie) ciągle śmiecą i to nie tylko w lasach, ale wszędzie.  
- Ale nie wszyscy ludzie są tacy, prawda?    
- Oczywiście, że nie, ale tych niedobrych jest więcej i leśne duszki nie nadążają sprzątać.   
- Wiesz, podoba mi się ta wiedźma, nie jest taka zła.     
- Wiedźma, to osoba mająca wiedzę, widząca wiecej od pozostałych czy nawet jasnowidząca. Zna sie na ziołach, potrafi leczyć, robi różne specyfiki...
- To tak jak Ty ciociu!
- Zgadza się kochanie, ale ja nie potrafię latać...
- Ale jeździsz na rowerze, więc szum wiatru jest, jak u wiedźmy gdy leci na wiatraku. 
- Może nie aż tak, ale tak jak wiedźma, mam swojego pomocnika, czyli Ciebie.. 
- A co ten pomocnik robi? Kremy i zbiera zioła? A może mydła......

 Tak się toczy moja rozmowa z bratanicą, po przeczytaniu książki "Dwie siostry i wiedźma" Agnieszki Budzicz - Marchlewskiej.


Ilustracja - Olga Inglot


Jest to wspaniała opowieść o poszukiwaniach zaginionego psiaka przez 2 siostry, Dominikę i Patrycję, szacunku do przyrody, miłości do pupila, rodzinnych więziach i wyobraźni. Przewijają się tu dawne legendy, rożne stwory dobre i złe: 
  • drzewice - duchy drzew - każde złamanie gałęzi czy wbicie gwoźdź w korę rani duszka i osłabia go, przez co drzewo powoli umiera;
  • chmurnik - przepowiada pogodę
  • utopiec - wciąga ludzi do wody, lubi sardynki z puszki
  • błędniki - pojawiają się po zachodzie, wabią ludzi swym światłem i powodują ich zagubienie się
  • bożątko - duszek domowy, zapewniający dobrobyt
  • leszy - pomocnik wiedźmy
  • Dziewonia - opiekunka zwierząt - jest przeciwniczką cyrków

Ilustracja - Olga Inglot

  
Książkę czyta się jednym tchem ponieważ przenosi w cudowny świat baśni, które znamy z opowieści rodziców, czy lektur szkolnych, odrywają od codziennych problemów ale tez skłaniają do refelekcji.. Skoro zapominamy od dobrych duchach lasu, to czy z pozostałymi rzeczami nie stanie się tak samo? Czy już nie przedkładamy spędzania z rodziną wspólnych chwil nad siedzenie przed komputerem. Czy nie lepiej wyjść z psem, pozdrowić przechodniów, porozmawiać z nimi niż śledzić losy kolejnych bohaterów w telewizji? Czy śmiecenie w lasach jest szkodliwe? TAK, ponieważ zmienia tam życie, zaburza system, powoduje, że ci, którzy czuja wieź z Naturą, muszą najpierw pozbierać te śmieci, aby przejść, nazrywać kwiatów czy ziół ( ostatnio na takiej wyprawie zebrałam 6 słoików, 10 butelek i torbę plastików). Czy myślenie o przyszłości jest tak nieosiągalne, że nie dbamy o dzień dzisiejszy, pędzimy z domu do pracy, na zakupy, załatwić rożne sprawy, bez tchu, odpoczynku, w gorączce... Czy nie warto czasami usiąść, nacieszyć oczy pięknym widokiem ( niekoniecznie z okna, jeśli ktoś mieszka wśród betonów), napełnić dusze spokojem i oddać się choć króciutkiej refleksji nad sobą i tym dokąd zmierzamy.

Dbajmy o rozwój swój i świata, chociaż tego najbliższego a już robi się więcej miejsca na dobre rzeczy.

Ilustracja - Olga Inglot

Pozdrowienia od wiedźmy, czarodziejki i pomocnika :)

środa, 30 września 2015

Złoty marchewek ujędrniający

Produktów ze sklepu Calaya używam od dawna, więc postanowiłam  wziąć udział w konkursie organizowanym przez sklep - przyjemne z pożytecznym, a że i tak kończył mi się krem, to tym bardziej się zmotywowałam :)

I tak oto powstał ON:

  • optymistycznie żółciutki
  • delikatny i lekki
  • ujędrniający
  • wygładzający
  • lekko brązujący
  • idealny do skóry tłustej
  • pięknie pachnący moim ukochanym golterierem - wtajemniczeni nazywają go bulterierem lub śmierdziuchem :)

 Do jego stworzenia użyłam:

  • 40 g masła Shea nierafinowanego - nawilża, odżywia chroni przed czynnikami zewnętrznymi, działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie i przeciwgrzybicznie 

  • 20 g oleju konopnego nierafinowanego - zawiera 80%
    Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych (NNKT) oraz CBD- kannabidiol - substancje o silnych właściwościach przeciwzapalnych

  • 10 g oleju z alg Fucus - działa antystarzeniowo poprzez wyłapywanie wolnych rodników 

  • 10 g maceratu z kasztanów - reguluje elastyczność skóry, stymuluje odnowę tkanek, działa przeciwświądowo, przeciwobrzękowo, wzmacnia ścianki naczyń włosowatych

  • 4 ml oleju marchwi - chroni skórę przed wysuszeniem, nawilża, odżywia i zapobiega przesuszeniu skóry

  • 2 ml kwasu hialuronowego 1% - wzmacnia naczynia włosowate, dotlenia i wygładza skórę, spłyca zmarszczki

  • zapach to po 5 kropli olejków: golterier, litsea cubeba, pomarańcza, patchula, goździk i cedr


Rozpuściłam masło shea w kąpieli wodnej - należy uważać, aby go nie przegrzać, bo wszystkie dobroczynne właściwości zostaną zniszczone. Gdy masło przestygnie, wlewam odmierzone oleje oraz olejki eteryczne i delikatnie mieszam.


Do powstałej części dodaję kwas hialuronowy, mieszam i odstawiam do wystygnięcia. Gdy krem zaczyna tężeć, miksuję go i przekładam do słoiczka zdezynfekowanego alkoholem. Wyszło 88 g kremu.



Krem świetnie się wchłania, przyjemnością jest nakładać go na twarz. Skóra jest miękka, wygładzona, z lekką nutką brązu dzięki olejowi z marchwi - takie zatrzymanie słońca na twarzy, do tego cudnie pachnie, koi zmysły i sprawia, że sny są kolorowe :). Krem może spokojnie przebywać w temperaturze pokojowej, nie zmieni konsystencji. Naturalnym konserwantem może być macerat garbnikowy, ale tutaj go nie dodałam. Wystarczy nabierać krem szpatułką a pozostanie z nami na długo :).
 

sobota, 5 września 2015

Stary kredens mocno drzy...

ponieważ nadeszła jego godzina... pora zedrzeć starą szatę i dać mu nowy blask, odsłonić naturalne piękno drewnianych słojów, wydobyć zapach żywicy, nabłyszczyć lakierem nowe powierzchnie.

 

Kredens ma ponad 30 lat, zakupiła go moja babcia, przekazała mamie, a ta mi - razem z komóreczką na przetwory i rożne inne 1200 drobiazgów :). Samodzielnie przemalowałam go z ponurego brązu z odpryskującą farbą, na słoneczny żółty, dałam nowe gałki, odnowiłam blat, miałam jakieś 15 lat... 

Komórka jest tak wąska, że nie mam możliwości pokazania mebla w całej okazałości i muszę odsłaniać go po kawałku :)



Kredens należało rozłożyć i znieść w 2 częściach do prac renowacyjnych na dworze. Razem z Andym, mężem mym, zdemontowaliśmy drzwiczki i stare zawiasy, wyciągnęłam szyby i odkręciłam gałki. Potem strój ochronny, czyli stare ubranie, chustka na głowę i maseczka na twarz przeciwko pyleniu farby, której masa unosiła się podczas szlifowania. 


 Usuwanie starej farby opalarką gazową ( przy 40 stopniowym upale, ale ja kocham upały) to pestka w porównaniu ze szlifowaniem drewna z resztek farby. Większe powierzchnie można oczyszczać sprytnym urządzeniem, jakim jest wiertarka ze specjalna nakładką, ale wszelkie drobne elementy, listewki i rowki niestety wymagają użycia reki, kawałka papieru i masy pracy tymi dwoma elementami.


Ręce czasami mdlały, ale dałam radę. Piękno słojów wynagradzało trud pracy. 


Tak prezentuje się górna cześć mebla po wyczyszczeniu i przed malowaniem. 


Nałożenie 1 warstwy lakieru było cudowne. Każde wgłębienie, rysa czy dziura po szpachli, to jak odsłanianie zmarszczek u starzejącego się człowieka, to historia, która była udziałem tego mebla, bo ktoś go budował od podstaw, poświęcał swój czas i umiejętności by stworzyć coś nowego, ozdobnego i praktycznego.



Przy czyszczeniu okazało się, że wszystkie fronty drzwiczek i blat to dykta, wiec jako wielbiciel drewna i Natury, postanowiłam sprezentować memu kredensowi nowe szaty. Zakupiłam materiał, znalazłam pana, który wyciął mi wszystko pod wymiar, mąż dostosował kształt drzwiczek do tych wcześniejszych i po pomalowaniu, wszystko zostało zamontowane na nowych zawiasach - niektóre ocalały bo nie było konieczności wymiany. Widoczna różnica miedzy starym i nowym drewnem wynika z rożnych rodzajów drewna, lakieru oraz upływu czasu.


Tylna płyta kredensu jest z dykty, półki również nie dało się wyjąć i  wyczyścić, ponieważ najpierw została zamontowana w środku, potem przytwierdzono górę mebla - mało kto 30 czy 50 lat temu myślał o praktycznych rozwiązaniach. Poradziłam sobie w ten sposób, że pomalowałam całość niebieska farbą - zalegała mi puszka białej, wiec dokupiłam niebieski pigment i proszę, jakie fajne połączenie wyszło.



Gałki czekały na swą premierę koło 4 lat, pokornie siedząc w szufladzie. Zakupiłam je na jakiejś wyprzedaży, po 5 zł 5 szt. Motyw kwiatowy jak najbardziej mi pasuje, więc zostały przykręcone, a rodzina zachwyca się nimi i całym kredensem.


Dół mebla, jest cały drewniany, fronty szuflad nie były zmieniane i widać, że drewno ma inny kolor... Stare z nowym połączono, przeszłość i teraźniejszość się splatają.



Zabrakło mi 4 szt gałek do szuflad, więc wykorzystałam stare plastikowe uchwyty, nadając im nowy image, pasujący do reszty gałek. W tym celu użyłam naklejek na paznokcie z pasującym motywem, żeli do tipsów i lampy UV, która też była wykorzystywana w innych celach niż paznokciowe :). Trzeba sobie radzić z pomocą dostępnych środków. I to się tyczy każdego aspektu życia.

Jestem dumna z mojego starego - nowego kredensu. Jego nowa szata jest piękną oprawą dla stojących tam przetworów słoikowych czy butelkowych.Masa pracy ale i przyjemności, piękny zapach żywicy wydobywający się spod kilku warstw farby przybliża myślą do lasu i drzew, z których zrobiono mebel. Natura górą :)

sobota, 29 sierpnia 2015

Magiczne wakacje i podróż w głąb siebie

Wyjazd wakacyjny z rodziną był cudowny - jestem zachwycona widokami i miejscem. Wróciłam pełna energii i nowych pomysłów.

  

Podczas wypoczynku przedkładam dzieła Natury ponad wytwór rąk ludzkich, ale one czasami pomagają oprawić to piękno w odpowiednie ramy.


W niektórych miejscach czas zdaje się tkwić w miejscu, wzrusza skrzypieniem okiennic, czy drzwiami na zardzewiałych zawiasach.




Miłość do przyrody widać na każdym kroku :)



Ogrom i rozległość piękna budzi nuty miłości do ludzi i otaczającej rzeczywistości.



Wszędzie łany niecierpka i rożnych jego rodzajów: himalajski, drobnokwiatowy, pospolity... Wyprawy po jego pyszne orzeszkowe owoce jedzone na surowo były miłymi przerywnikami dnia. Dzieci poznają smaki, potrafią rozróżnić poszczególne rodzaje tej rośliny i dumnie głoszą swą wiedzę, przed rodzicami.



Nazbierany i wysuszony zapas wierzbówki kiprzycy, która dzielnie machała kwiatami, kołysząc się na wietrze i chłonąc lekką bryzę z sąsiadującej z nią rzeki..



Widoki radujące serce, sięgające w głąb duszy, poruszały najwspanialsze uczucia - BYCIA, CZUCIA i ZACHWYTU... MIŁOŚCI, RADOŚCI i UWIELBIENIA.



Niepozorny mech oplatający pień drzewa to wspaniałe dzieło zachwycające splotem, ścisłością ściegu i puszystością, jakiej człowiek nigdy nie osiągnie.



Zwyczajnie dech zapiera - ułożenie struktur, połączenie roślin ze srogą skałą,  jedność i całkowitość...



Kryształowo czysta woda, którą bez obaw można pić.. Najważniejsze, że ludzie sami dbają by taka była. Wszędzie czysto mimo braku koszów na całym szlaku wędrówki.



Kontakt z tymi niezwykłościami jest pełny - chłonie się je całym sobą, mając wrażenie, że otwierają się dodatkowe zmysły... Uskrzydlające wręcz...



Obfitość zieleni, dzięki  życiodajnej wodzie, roztacza swe uroki wciąż od nowa...




Spokój i dobra energia otacza zewsząd, jak w bajkowej krainie...



Droga do ....raju? Z pewnością tak!


To droga miłości Natury do człowieka, która daje to co najlepsze, najwspanialsze, mimo, ze czasami szare i nieciekawe...


Zawsze jednak niezbadane i wszechogarniające swym dobrem i pięknem.



Budowla człowieka - by być na równi z tymi cudami, nigdy się jednak ich nie przeskoczy. Bo i po co?



Ziemia po woli zbliża się do nóg i wtedy dziękujesz, że masz zdrowe ręce i nogi, że możesz po niej stąpać, nie będąc zależnym od nikogo. Czy dziękujesz za to? Co czuje człowiek na wózku, oglądający te widoki i nie mogąc wznieść się w górę? Spotkałam takiego u podnóża, był uśmiechnięty i wydawał się zadowolony...



Zwierzęta wolne, lecz jednak zamknięte - paradoks kochających wszelkie formy zoo parków... Przekarmiane przez odwiedzających..




Podchodzą ostrożnie do ludzi, z dozą nieufności, choć wyciągnięta ręka nęci, może na niej coś dobrego...



Piękne, łagodne i mądre zwierzęta, zamknięte na piaszczystych pagórkach, bez cienia zieleni, z dala od naturalnego pożywienia.




Cóż wyraża to spojrzenie? 



Świnki wietnamskie są słodkie gdy są małe, te wyrośnięte nie prezentują się tak ładnie... zapasione z powodu braku ruchu i zwykłych zajęć typu: szukanie jedzenia w ziemi, rycie, kąpiele błotne, wędrówki w znanym środowisku.



Największa krzywda w tym parku wyrządzana jest ptakom drapieżnym - najlepsze "okazy" w swym gatunku siedzą na pniaku, przywiązane do niego za łapkę.



Są jak posągi - nieruchome, skamieniałe hałasem, ruchem i nieodpowiednimi dla nich warunkami.


Serce pęka na widok tych dumnych ptaków zamkniętych w klatkach. Ptaki są wycofane, przerażone, chowają się po katach. Jestem wielkim przeciwnikiem tego typu miejsc, cyrków, zoo czy parków rozrywek z zamkniętymi w nich zwierzętami. To nienaturalne warunki dla nich, zabijają po woli w nich życie... Na samo wspomnienie tych widoków chce mi się płakać...



"Pola" nawłoci prawie po horyzont. Ciesze się, że nikomu nie przeszkadzają swoją obecnością, że nie są koszone i ozdabiają drogę powrotna do domu. 

Podroż magiczna obfitująca w masę różnych emocji, różnych przeżyć, poruszająca masę spraw i problemów. Każda z nich utwierdza mnie w tym, że jestem szczęśliwa, podejmuję dobre wybory nie tylko dla siebie i jestem dumna z tego jaka i kim jestem. Wam życzę tego samego!!!


Zapomniałam dodać, że oczywiście po przyjeździe na miejsce, powitał mnie wrotycz. 



Dom w którym mieszkaliśmy mogę polecić z czystym sercem - bardzo mili, kulturalni i pogodni ludzie, spokojni sąsiedzi i piękne widoki. Ogród pełen kwiatów, gdzie zbieraliśmy floksy, porzeczki i miętę do codziennych posiłków, dzięki pozwoleniu gospodyni - pani Ireny. Dobra dusza dbająca o gości, służąca radą i rozmową, zwykła, ludzka... z sercem na dłoni :)