środa, 20 lipca 2016

Rzepakowe z niespodzianką




Mydło z dużą zawartością oleju rzepakowego ze zmniejszoną ilością wody - 30%.
Zapach smakowity - stokrotka z cynamonem, na wierzchu pianka z dodatkiem różowej miki - wykorzystuję zapasy szafkowe :)




Przepis:
  • rzepak - 500 g
  • shea - 500 g
  • kokos - 300 g
  • rycyna - 100 g
Przetłuszczanie 7%.




Dzień wcześniej zrobiłam mydło z tego samego przepisu, na soku z jagód, banana i pietruszki. Wyszło mydło w kolorze czekoladowym. Wlałam do kubeczków a następnie umieściłam te kształty w formie i zalałam biała masą.



  
Jajka czekoladowe na soku z dodatkiem jagód oraz białe na wodzie :)

wtorek, 12 lipca 2016

Sok i mus z truskawek z niespodzianką... bez cukru


Przetwory owocowe robi chyba każdy, znaczy jeśli mu się chce :)




Postanowiłam poeksperymentować z owocami i zamknąć je w słoiku, bez dodatku cukru. Nie, nie z solą - ten sposób przetestuję z jabłkami i masłem kakaowym, coś jak biała czekolada. Tym razem zrobiłam przetwory z truskawek, a mianowicie...

Truskawki, czereśnie i jabłka przepuściłam przez sokownik. Do gorącego soku wrzuciłam suszone daktyle, które przez noc oddały słodycz do soku. Przypadkiem ( choć one nie istnieją), chciałam zamieszać sok,  a że trzymałam w ręce słoiczek z olejem laurowym z zamiarem wstawienia do lodówki, przy pochyleniu się, jakieś 2 łyżki oleju wleciały do gara... Olaboga, co się dzieje... Nie było sensu grzebać w garze, ponieważ olej już się rozpływał, wylać też nie, no wiec zamieszałam i z sercem na dłoni spróbowałam soku...
Zapach truskawek przenikała nuta wawrzynu, mój ukochany zapach. A smak? 

Smak truskawek podkręcony słodkością daktyli, goryczką lauru i z nutka dymu... Dla mnie poezja. Jak twierdzę, przypadki nie istnieją, wiec zadziało się to, o czym moja podświadomość myślała :). 
Sok rano odcedziłam, a resztę musu daktylowego zmieszałam z resztkami z sokownika, które specjalnie nie wysuszyłam na wiór. Zmiksowałam na gładko i pasteryzowałam 15 minut.

Mus truskawkowy świetnie pasuje do śmietany, jagód i namoczonych nerkowców, z których zrobiłam sos do klusek parowych. Normalnie bajka... I nie trzeba cukru :)


Przepis jest Dedykowany Jasiowi S., którego fotki jak i jego całego uwielbiam :)


No i Beacie, od której mam pyszny olej laurowy, nie tylko do mydeł i kremów, ale także do jedzenia :) 



piątek, 8 lipca 2016

W skrócie fotograficznym

Długo nic nie pisałam, ale ten czas był mi po prostu potrzebny... 
Dużo się działo i dzieje nadal, cały czas coś nowego wymyślam, sprawdzam i produkuję :)




Wyprawa ziołowa i znalezisko w błocie 
fot. Krystian W.

Kąpiel Pimpka w każdej napotkanej kałuży, a nawet i  błocie :)
fot. Krystian W.
 

Przywiezione skarby 




Stara lipa 




Pimpek w czasie burzy :)




Suszenie ziół




Podwójna tęcza




Krajobraz po burzy




Koperkowy zakątek




Mega wrotycz w zagrodzie dla kur




Nowy członek rodziny



Kolejne skarby


Życie niesie mnóstwo niespodzianek i ciągle nakręca cos nowego, wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć i wziąć w tym udział :). Na pewno nie narzekam na brak zajęć, czasami tylko doba jest za krótka.

wtorek, 2 lutego 2016

Pies, który był cudem...

Wczoraj zakończyła się miesięczna walka o zdrowie i życie mojego psa... walka przegrana jak się okazuje...podjęliśmy bowiem trudną decyzję uśpienia jej... Serce pęka na samo wspomnienie i widok pustego miejsca, gdzie spała.


Aza była z nami ponad 10 lat. Przywieziona z opolskiego schroniska przez brata i bratową...Miał to być mały pies do domu, jednak jego wygląd już mówił, że będzie to piękny i duży pies... mieszaniec myśliwskiego, a nie kundelek :). Dziękuje w tym miejscu człowiekowi, który pozbył się suki ze szczeniakami, bo dzięki temu człowiekowi bez serca, ja i moja rodzina mogła cieszyć się wspaniałym istnieniem, chodzącym cudem, pełnym spokoju, powagi, dobroci i mądrości. Miałam wrażenie, że gdybym potrafiła zobaczyć aurę, to Aza miałby ją w kolorach tęczy... Była naprawdę niezwykła. Dzięki umiejętności wyczuciu  ludzkich emocji, potrafiłam odczytać także jej emocje, które aż tak bardzo nie różnią się od naszych.. Ona była gejzerem dobroci i spokoju, psem niezwykle inteligentnym. Piszę o niej jak o człowieku, bo dla nas była członkiem rodziny, dlatego też, gdy zaczęła chorować, dołożyliśmy wszelkich starań, aby dowiedzieć się, jak walczyć i przede wszystkim z czym walczyć. Każdy dzień, w ciągu minionego miesiąca przyniósł mnóstwo zwrotów - od diagnozy zapalenia listwy mlecznej, przez urojoną ciążę i w końcu raka nieoperacyjnego doszliśmy do kresu drogi. Pomogliśmy na ile można była a może nawet i więcej. Weterynarz Azy, Pan Adam to wspaniały człowiek, o dobrym sercu i otwartym umyśle, człowiek, na którego mogłam liczyć w każdej chwili. Obiecał opisać jej przypadek, aby przyczyniło się to do szybszej diagnozy w podobnym przypadku u innych zwierząt. Jak się okazuje pies jeden na milion i przypadek choroby, także 1 na 1 000 000. Nie mogło być inaczej :)

 
Dziękuję także wszystkim cudownym ludziom, których poznałam w tym czasie, ludziom, którzy uruchomili wszystkie możliwe kontakty i kanały, dzięki którym doszliśmy do wiedzy, która pozwoliła ustalić dalsze postępowanie co do leczenia. Moja wiara w ludzi została uratowana, ponieważ bardzo ostatnio kulała, za sprawą oszustów, którzy na rzecz zwierząt wyłudzają i manipulują innymi, by osiągnąć to co chcą... 
Droga, która przeszliśmy razem, pokazała, że w obliczu choroby zrobi się rzeczy prawie niemożliwe, poruszy się niebo i ziemię aby pomóc ukochanemu zwierzęciu. Nie byłam w takiej sytuacji związanej z chorobą bliskiej osoby, wiec nie mam porównania, ale wiem, że można wszystko, a już z pomocą najbliższych, ta walka jest łatwiejsza. Z tego miejsca dziękuję Ani P., która stała się jeszcze bliższa mojemu sercu, która wspierała mnie w tych ciężkich chwilach. Tylko ona widziała, jak Aza marnieje a mimo to, w jej oczach była piękna do końca... Straszny to widok, wiec Wam go oszczędzę. Najgorsze jest uczucie bezradności i świadomość, że nic już się nie da zrobić, że wszystko co możliwe, zostało już uczynione...
Nie pisze tego wszystkiego, licząc na czyjeś łzy, współczucie czy pocieszenie - to przeżywałam każdego dnia ostatniego miesiąca. Mam za to kilka próśb:

  • badajcie regularnie swoje zwierzaki, aby uniknąć takich rozpaczliwych sytuacji, gdzie życie staje się dochodzeniem przyczyn i szukaniem winnych. Tak się po prostu dzieje, ale skoro można tego uniknąć, to jak najbardziej trzeba skorzystać. 
  • sterylizujcie swoje suczki od razu - aby się niepotrzebnie nie rozmnażały, skoro nie chcecie szczeniaków. Nie wierzcie w bzdury typu - każda suka musi mieć 1 miot aby była zdrowa. BZDURA!! W tym linku dowiecie się, czym grozi brak sterylizacji, czy podawanie hormonów blokujących cieczkę u suk. 

  • adoptujcie psy ze schronisk, azylów czy przytulisk dla zwierząt - to niesamowicie budujące uczucie, gdy ofiarowujemy dom potrzebującym zwierzętom, które odwdzięczą się miłością, wdzięcznością i "rozkwitną" w naszych domach. Miałam okazje widzieć takie sytuację, jako wolontariusz azylu, gdy odwoziliśmy przerażonego i wylęknionego psa do nowego domu, który po zaznajomieniu się z nowymi właścicielami, czuł się jak u siebie, po prostu się zmieniał na naszych oczach. Coś niesamowitego.

  • wspierajcie w każdy możliwy sposób akcje dla zwierząt, ponieważ one są zależne od nas a my dzięki nim w pełni żyjemy( zaczynając od pszczół, które zapylają rośliny będące dla nas pożywieniem).
Miejcie serce na odpowiednim miejscu a wtedy poczujecie, co to znaczy "CZŁOWIEK", w pełnym tego słowa znaczeniu.